Pączki i faworki, czyli tradycja, obok której nie mogę przejść obojętnie

02 lutego 2016 | autor: Dorota Szelągowska

Pączki i faworki, smażone w głębokim tłuszczu, brązowo-złote i bardzo kaloryczne. Takie zjadam i takie lubię. I chociaż nie raz próbowałam wersji bezglutenowych, beztłuszczowych czy innych bardziej prozdrowotnych, w kuchni jestem tradycjonalistką. Krem do tortu powinien być robiony na maśle, a pączek wysmażony w dobrej jakości smalcu. W najbliższy czwartek nie zamierzam też myśleć, ile kalorii niesie za sobą ta tradycja. Przecież nie będę z nią walczyć.

Pod koniec karnawału czy podczas przesilenia zimowo-wiosennego pączki je się nie tylko w Polsce, lecz także w różnych stronach świata. To tradycja wywodząca się z Rzymu, ale  mająca wpływy także afrykańskie. Europejski pączek kiedyś był słony, a jego słodka wersja przybyła do nas z południa.  Wersji pączków jest wiele: izraelska bardzo podobna do polskiej, niemiecka – smażona krócej niż nasza rodzima czy brytyjska czyli mix europejsko-amerykański. Łączy je jedno: są słodkie, tłuste i można łatwo przesadzić z ich ilością.

Kilka dni temu w Warszawie otwarto (to druga próba wejścia tej marki na polski rynek) sieciową cukiernię sprzedającą amerykańskie donaty. Wiem, że lukrowane, kolorowe pączki z dziurką mają swoich fanów, ja jednak pozostanę przy tradycyjnych wypiekach. Najbardziej lubię pączka z kandyzowaną pomarańczową skórką i konfiturą z róży. W tłusty czwartek raczę się nimi bez opamiętania, bo przecież to jedyna taka okazja w roku. Na koniec dopycham się radośnie kruchymi faworkami. Nie byle jakimi, bo Bezsprzecznie Najlepszymi autorstwa mamy Cezarego, czyli Pani Małgorzaty, która podzieliła się przepisem. Nie wiem czy znajdę czas na jego wypróbowanie, ale Was do tego namawiam. Są najlepsze!

Przepis:

  • 10 jaj

  • butelka jasnego piwa

  • mąka

  • olej

10 żółtek (bez białek) wbijamy do szklanki.  Do drugiej szklanki nalewamy tyle piwa, ile objętościowo jest żółtek (w pierwszej szklance). Mieszamy żółtka z piwem i dodajemy mąkę. Według Pani Małgorzaty – mąki dajemy tyle, ile się wgniecie – nie więcej, nie mniej.
Ciasto ugniatamy na jednolitą masę, odcinamy kawałki i wałkujemy na grubość 3-4 mm. Tak przygotowane ciasto tniemy na paski szerokości 10 cm, a te natomiast na 4 cm paski. Pasek 10 cm x 4 cm rozcinamy po środku i zawijamy. Wrzucamy po kilka sztuk na rozgrzany (głęboki) olej. Olej w pewnym momencie zacznie ciemnieć (od mąki, która się w nim znajdzie) – to znak, że trzeba go wymienić. Po wyjęciu z oleju faworki należy osuszyć papierem i zasypać cukrem pudrem.

Nie ograniczajcie się – Pani Małgorzata się nie ogranicza i robi faworki z 60 żółtek! PS. Mam nadzieję, że Cezary przyniesie kilka do pracy. 🙂

ściskam Do.